"Letnicy zaśmiecają Mazury" - hasło utrwalone wśród lokalnej społeczności zawiera pewnie sporo prawdy. Co ma jednak zrobić turysta z Warszawy, gdy chce się pozbyć odpadków legalnie, ale nie może tego uczynić? Z taką dolegliwością spotykają się ci, którzy na miejsce wypoczynku wybierają gminę Świętajno.

.

Wycieczka ze śmieciami

Śmieciowa akcja

W gminie Świętajno, w okresie letnim, prowadzona była intensywna akcja informowania społeczności o zasadach utylizacji odpadów, czyli o obowiązku podpisywania umów z koncesjonowaną firmą, na wywóz nieczystości. Mieszkańców odwiedzały patrole ekologiczne, w skład których wchodziły osoby zatrudnione wcześniej do pomocy rolnikom w wypełnianiu wniosków o unijne dopłaty. Choć lato minęło, akcja trwa nadal i - według gminnych urzędników - przynosi wymierne efekty.

- Ponad dwieście osób zadeklarowało chęć podpisania umów, część z nich już je zawarła - cieszy się Jan Lisiewski z Urzędu Gminy w Świętajnie. W przyjętym nie tak dawno planie rozwoju lokalnego, w części dotyczącej gospodarki odpadami, zanotowano więc, że na terenie gminy umowy o wywóz śmieci zawarło 70% właścicieli posesji indywidualnych, 60% posiadaczy domków letniskowych, 75% podmiotów gospodarczych i wszystkie instytucje.

Statystyka więc wygląda nie najgorzej, ale...

Błędna informacja

- Tyle mówi się o tym, że letnicy wyrzucają śmieci do lasu, że nie dbamy o krajobraz Mazur, a jak ktoś z nas chce śmieci pozbyć się legalnie, to nie może - mówi Krzysztof Burkowski z Warszawy. Tegoroczne lato pan Krzysztof wraz z rodziną spędził na Mazurach nie po raz pierwszy. Podczas kanikuły mieszkał w Jerutkach, w domku swoich znajomych. Nic nie wiedział o obowiązkowym zawieraniu umów z odbiorcą śmieci, bo podczas jego ostatniego pobytu funkcjonowały jeszcze wiejskie punkty gromadzenia odpadów w Świętajnie i w Spychowie.

- Nie przyszło mi na myśl, że są zamknięte - opowiada. - I dlatego, pod koniec pobytu, gdy uprzątałem domek i teren posesji, postanowiłem, jak co roku, wywieźć śmieci do takiego punktu.

Turysta zdziwił się niezmiernie, kiedy stanął przed wysypiskiem. Ujrzał tablicę informującą o zamknięciu obiektu. Poniżej przeczytał informację, że "zgodnie z uchwałą Rady Gminy w Świętajnie właściciel nieruchomości zobowiązany jest zawrzeć umowę na wywóz śmieci z PGM Olsztyn lub wywozić śmieci indywidualnie na rejonowe wysypisko w Linowie k/ Szczytna".

Umowy - pomyślał - zawierać przecież nie będzie, bo po co. Postanowił zatem jechać ze śmieciami do Linowa.

- Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów dowiedziałem się, że indywidualne śmieci nie są tam przyjmowane od dość dawna. Wróciłem więc z tymi nieszczęsnymi odpadami do Jerutek - mówi ze złością warszawiak.

Zbulwersowany jest tym, że tablice gminne błędnie informują ludzi.

- Później mieszkańcy obwiniają turystów o to, że ci porzucają śmieci w lesie. A co mają zrobić? Ja swoje zostawiłem u znajomych, którzy podpisali umowę z firmą wywożącą śmieci - dodaje.

Gwoli uzupełnienia - gminę Świętajno już od dwóch lat obsługuje firma FUKS z Ostrołęki, a nie PGM Olsztyn, zaś na wysypisku w Linowie śmieci od indywidualnych dostarczycieli nie przyjmuje się, jak informuje dyrektor ZUK Andrzej Pleskot, od lat trzech.

Władza nie wiedziała...

O zdezaktualizowanej informacji umieszczonej na tablicy przed zamkniętym wysypiskiem gminni urzędnicy dowiedzieli się od "Kurka".

- Dotychczas nikt nie zgłaszał nam takiego problemu. O tym, że w Linowie nie przyjmują śmieci nic nie wiedzieliśmy - twierdzi sekretarz gminy Piotr Szopiński, zapewniając, że natychmiast zwróci się do kierownika ZGKiM, aby ten zajął się sprawą.

Władze gminne nie widzą w tym niczyjej winy ani zaniedbania. Nie wiadomo, ile osób przez ten okres stawało przed wysypiskiem śmieci czy to w Świętajnie czy w Spychowie. Ilu z nich zaufało informacjom i pojechało do Linowa, by wrócić z kwitkiem. Ile z tych odpadów wylądowało w lesie, też nikt nie wie.

Joanna Radziewicz

2004.10.06