Próby pobicia pielęgniarek, wybijanie szyb, inwektywy pod adresem personelu - do takich sytuacji dochodzi na oddziale dziecięcym szczycieńskiego szpitala. Zdarza się też, że rodzice chorych dzieci, zamiast najpierw szukać pomocy u lekarzy rodzinnych, udają się właśnie tutaj, co rodzi szereg napięć i konfliktów. - Jesteśmy bezsilni wobec powtarzających się agresywnych zachowań - skarży się ordynator Barbara Żebrowska.

Bezsilni wobec agresji

GORSZĄCE SCENY

Wydawać by się mogło, że szpital to miejsce szczególne, dalekie od awantur, wyzwisk czy burd. Jeszcze do niedawna takie sytuacje należały do rzadkości, ale ostatnio stają się coraz częstsze, przynajmniej w Szczytnie. Do niepokojących incydentów dochodzi na oddziale dziecięcym szczycieńskiego szpitala. Do tej pory zazwyczaj to pacjenci lub ich rodziny zgłaszały zastrzeżenia do pracy lekarzy, ale, jak się okazuje, sami też nie są bez winy. Według ordynator oddziału dziecięcego, doktor Barbary Żebrowskiej, w ostatnim czasie gorszące sceny zdarzają się coraz częściej. - Dochodzi do tego, że wybijane są szyby w oknach, a opiekunowie dzieci będący pod wpływem alkoholu biorą się do bicia pielęgniarek - mówi ordynator, przytaczając przykłady nagannego zachowania rodziców, a nawet dziadków małych pacjentów. Kilka miesięcy temu na oddział trafiły dzieci odebrane przez policję nietrzeźwym dziadkom. W szpitalu pojawił się wtedy pijany „opiekun”, który domagał się oddania mu wnucząt. Gdy nie spełniono jego żądania, wybił szybę w oknie, robiąc przy tym personelowi karczemną awanturę. Innym razem na oddziale wraz z chorym dzieckiem nocowała jego matka. Niespodziewanie, w nocy, odwiedził ją nietrzeźwy konkubent, który zaczął bić kobietę. Wówczas konieczna okazała się interwencja policji.

- Część osób w ogóle nie zważa na to, że jest w miejscu publicznym - ubolewa doktor Żebrowska. Personel oddziału złożony głównie z kobiet nie ma możliwości, by obronić się przed takimi przejawami agresji.

- Czujemy się bezsilni. Możemy co prawda wezwać ochronę, ale na cały szpital jest tylko jeden ochroniarz, więc zanim się pojawi, sytuacja na ogół zostaje już zażegnana - mówi ordynator. Dodaje, że wobec agresywnych osób najbardziej wskazane byłoby występowanie na drogę sądową, ale na to personelowi szkoda czasu.

MIĘDZY SZPITALEM A AMBULATORIUM

Dochodzi też do kłótni spowodowanych tym, że rodzice, zamiast udać się najpierw do lekarza rodzinnego, od razu kierują się do szpitala, nie mając skierowania. Tego typu sytuacje, opisywane także na łamach prasy, od dłuższego już czasu powodują szereg nieporozumień i konfliktów. Tak było przy okazji głośnej sprawy jednego z lekarzy szczycieńskiego szpitala, który, zdaniem rodziców, odmówił zbadania kilkumiesięcznego dziecka. Przypadek bada obecnie prokuratura i sąd lekarski. Z podobnym zdarzeniem spotkała się kilka dni temu także doktor Żebrowska.

- Późnym wieczorem na izbę przyjęć zgłosili się rodzice, domagając się zbadania dziecka. Pielęgniarka tłumaczyła im, żeby najpierw poszli z nim do ambulatorium na Kościuszki, bo tam przyjmuje lekarz rodzinny. Oni tego jednak nie zrobili, żądając pediatry w szpitalu - relacjonuje Barbara Żebrowska. W końcu sami weszli na oddział, a kiedy usłyszeli od ordynator, że badanie może się odbyć tylko na izbie przyjęć, zrezygnowali z niego w ogóle.

- Nie dali mi szansy na wykonanie badania. Obrazili się i, używając słów wulgarnych, poszli. W takich chwilach najbardziej żal mi dzieci - mówi doktor. Jej zdaniem podobne sytuacje wynikają z braku zaufania do lekarzy rodzinnych. - Tymczasem każdy lekarz rodzinny jest przygotowany do tego, by badać dzieci. Jeśli tylko ma jakiś problem, to i tak kieruje pacjenta do nas - tłumaczy Barbara Żebrowska.

BRAK PEDIATRÓW

Ordynator obawia się, że podobnych konfliktów będzie z czasem jeszcze więcej. Powodem jest to, że w kraju zaczyna brakować pediatrów. Wszystko przez to, że zmieniono zasady specjalizacji. Kiedyś przyszli pediatrzy mogli ją zdobywać w mniejszych szpitalach, teraz - tylko w większych. Dlatego do placówek takich jak ta w Szczytnie młodzi lekarze nie chcą przychodzić.

Na szczycieńskim oddziale dziecięcym są 24 łóżka. W ciągu dyżuru opiekę nad pacjentami sprawują dwie pielęgniarki i jeden lekarz. Ordynator Żebrowskiej pomaga jeszcze zatrudniony na pół etatu doktor pracujący na co dzień w poradni. - My naprawdę ciężko pracujemy, dlatego bardzo mnie smuci brak respektu wobec personelu - ubolewa ordynator.

Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski