- Wiara góry przenosi! – w warsztacie naprawy samochodów i innych pojazdów odbywało się skromne przyjęcie w gronie ściśle koleżeńskim. Gdy za ostatnim klientem zamknęły się drzwi, zepchnięto wszystkie pozostawione wózki w jeden kąt, kanał został wyjątkowo nakryty deskami a na prowizoryczny stół powędrowały wiktuały ściągnięte z nieodległego marketu. W wiadrze do spuszczania oleju chłodziła się utknięta w kostkach lodu wielka butla prawdziwego szampana.

- Oto proszę koleżeństwa – kontynuował główny mechanik Brzeziński – czekaliśmy długo, ale wierzyliśmy w sprawiedliwość. I stało się jej zadość! Za zwycięstwo!

Sprawnie wybity korek z hukiem obijał się po zakamarkach warsztatu, a prawdziwy francusku szampan pienił się perliście w przepastnych wnętrzach wykwintnych także francuskich musztardówek.

- Na pohybel pani Dolińskiej! – drugi mechanik spojrzał przymilnie w oczy szefa. – Teraz już nam nie podskoczy!

- Niech tam sobie podskakuje jak wróbel na nitce, byle jak najdalej od nas – dorzucił specjalista od układu wydechowego.

- Panowie, na drugą nogę! – reszta szampana powędrowała do szklanek, a atmosfera przekształciła się z uroczystej w koleżeńską. Jedynie młody elektryk siedział ze skwaszoną miną i smutnie wpatrywał się przez brudne okna w siną dal.

- Co, nie smakuje ci? To nie jakiś tam wynalazek, ale prawdziwy francuski – klepnął go w plecy szef. – Za całe cztery i pół stówy!

- No i co z tego? – westchnął elektryk.

- Jak to co? Dolińska dostała po nosie, a my sobie możemy dalej prowadzić naszą firmę tak jak chcemy. I tak się jej upiekło! Jeszcze trochę to tak bym ją dopadł, że na kolanach by nas przepraszała!

- Niech żyje nasz szef! Głowa nie od parady i złota rączka! – drugi mechanik nie odpuścił żadnej okazji, aby się podlizać.

Po szampanie na stół wjechały już bardziej tradycyjne napoje polskich mechaników od zawsze stanowiące załącznik do wykonywanych przez nich usług.

- Nie mogę już patrzeć na te brendziaki, nie masz tam jakiegoś łyskacza szef klepnął w ramię drugiego mechanika.

- Cholera, uparli się wszyscy na te „sztoki”. Tylko to ostatnio przynoszą, ale czekaj, zajrzę do swojej szafki, może jeszcze coś mam… - zaczął poszukiwania pomiędzy kluczami, puszkami z olejem i innymi narzędziami niezbędnymi do przywracania sprawności zmęczonym pojazdom.

- Co ty idioto, w pracy to trzymasz?! – szef się zdenerwował nie na żarty. - Nie widzisz co się dzieje, ilu już mechaników w kajdankach wyprowadzali? Filmy z brendziakami w roli głównej z ekranu w telewizji nie schodziły! Żadnego szacunku dla naszej ciężkiej pracy.

- Eee tam, jedną czy drugą flaszkę to tak dla zdrowotności zawsze można mieć pod ręką. Nie panikuj zresztą, gdzie Rzym gdzie Krym. Kto tam w Mieszcznie będzie mechanikom po szafkach grzebał?

- Dobra, dobra, ale jakby tu, nie daj Boże, jakiś tam niewydarzony redaktorek zajrzał to nie będzie zlituj się! Dla paru groszy na pierwszej stronie będziesz razem ze swoimi butelkami!

- Niech ich jasna cholera weźmie! – ciężko westchnął elektryk.

- Zaraz, zaraz, tu cię boli! – roześmiał się szef. – Przecież coś czytałem, obsmarowali cię na całego! A tak swoją szosą to musiałeś gościa z warsztatu wypuścić bez stopu i migaczy?

Jakby tak gdzieś przez to walnął to dopiero by była afera!

- A co się miałem z nim chrzanić – westchnął elektryk. – Z ubezpieczenia przyszedł, a sam wiesz ile nam z tego płacą. Jakby tak prywatnie to inna gadka, to mu nawet bym nowe klosze założył.

- Co prawda to prawda, ale co tak panowie stoicie! – odezwał się od drzwi drugi mechanik pełen erotycznej werwy. – Panie są! – wskazał na trzy postacie niezbyt dobrze widoczne na tle otwartych drzwi. – Tańce zaczniemy zaraz!

Szef spojrzał z zainteresowaniem – Zapraszamy, zapraszamy… - szybko wyciągnął i napełnił świeże kubki. Podał przybyłym i lekko przymrużył oczy. Odszedł na chwilę na bok i pociągnął za sobą drugiego.

- Ty, ile one mają lat te siusiumajtki? Żeby potem jakiejś poruty nie było…

- Coś ty, same chciały, nie musiałem specjalnie prosić. Mówią, że im autobus uciekł i nie mają co z sobą do wieczora zrobić. No to im pomożemy, no nie?

- No dobra, włączaj radio, możemy trochę na początek je rozkręcić.

Z głośnika rozległo się kilka taktów muzyki, ale po chwili zabrzmiał głos spikera.

- Tu radio Mieszczno w programie lokalnym, nadajemy komunikat płatny. Pani Dolińska przeprasza szefa mechaników, że w wywiadzie na antenie radia Mieszczno stwierdziła, że jego warsztat nie ponosi kosztów, jakie należą się ogródkom działkowym z tytułu eksploatacji pomieszczeń należących do tych ogródków, co zagraża interesowi miasta oraz spełnianiem przez tenże zakład funkcji usługowej na rzecz Mieszczna i jego mieszkańców. Nie spełnia też obowiązków podatkowych, w wyniku czego koszty te ponoszą nasi działkowicze…

Gdy głos w końcu ucichł, w warsztacie zapadła cisza. Zdezorientowane dziewczyny zbiły się w gromadkę, patrząc ze zdziwieniem na wściekłe miny rozbawionych przed chwilą mężczyzn.

- Co za cholera! – popłynął potok wyszukanych przekleństw. – Całą przyjemność nam baba zepsuła!

Marek Długosz