odc. 170

Piękne miasto Mieszczno piękniało jeszcze bardziej i bardziej. Za sprawą pani Dolińskiej, przy wsparciu Jurka Toczka i pod stołecznie, i wrocławsko życzliwym, choć bacznym okiem samego Wójcika. A to posadzono drzewko, tu i ówdzie postawiono ławeczkę, wybrukowano coś, coś pomalowano. Ot, tak sobie powolutku Mieszczno piękniało nam w oczach. Aż miło popatrzeć. Nawet najstarsi mieszkańcy miasteczka przecierali czasem oczy, nie poznając niektórych jego zakamarków. Przyzwyczajeni do normalnego od lat bałaganu nie wiedzieli jak dostosować się do nowego, tak bujnie rozkwitającego w kolejnym roku „ery Dolińskiej”. Pół biedy, gdy zdziwienie i nawet zakłopotanie dotyczyły zwykłych mieszkańców pięknego nadjeziornego grodu. Gorzej, że niepewność a nawet dziwne zakłopotanie wkradało się w zachowanie tak dotąd niezmącenie pewnych siebie przedstawicieli władzy jak straszny posterunkowy Kuciak.

Ubrany w gustowny czarny kombinezon szczelnie opinający, przyznajmy mało już sportową, sylwetkę legendy mieszczneńskich stróżów porządku, sztywno wyprostowany, powoli przemierzał tak dobrze mu przecież kiedyś znane uliczki i ścieżki miasteczka. Tu dodać wypada, że czynił to z bólem serca, gdyż przez kilkadziesiąt lat służby „dawał z buta”, później przez krótki, lecz czarno wspominany okres dosiadał stalowego rumaka napędzanego siłą dwóch pedałów, co zresztą zakończyło się opisywanym dawno i wszechstronnie skandalem. Tym razem Kuciak mrużył oczy spod lśniącego kasku, a jego uczciwie odżywione sto kilogramów spoczywało na miękkim siedzeniu nowoczesnego skutera. Liczył jeszcze, że może w tym „batmańskim” jak to określał przebraniu nikt go nie rozpozna, lecz niestety. Kuciak jest równie rozpoznawalnym symbolem Mieszczna jak siedziba zarządu ogródków działkowych czy pomnik herbowego jelenia z wodotryskiem. Liczne pozdrowienia i okazywanie wyrazów szacunku tym razem wprawiało strasznego posterunkowego w coraz większy stres.

- Jasna cholera by wzięła ten piekielny pierdzimukiel! – zatrzymał się przy ogródku piwnym baru „Siwucha” i z ulgą ściągnął z głowy służbowy kask.

- Nie ma czego narzekać, pojazd jak malowanie – cmoknął z uznaniem Franek Baczko znad kufla zimnego „tyskiego” z pianką – widać panie posterunkowy, że i do naszej mieszczneńskiej policji wkroczył dwudziesty pierwszy wiek.

- Ekstra jazda, pozazdrościć! – dorzucił Rudy, obchodząc skuterek dookoła.

- Rudyyyy! – przeciągle warknął Kuciak – Bo jak z nerw wyjdę!

Rudy ze zdziwieniem spojrzał na posterunkowego.

- Ja poważnie, jak babcię rybcię! Nawet myślę, że może by tak jeden czy dwa moim chłopakom zafundować. Mobilni będą, a w handlu to najważniejsze.

Kuciak ciężko usiadł na ławce i z ulgą sięgnął po kufel. – Wiesz co Rudy, twoim chłopakom to może by i takie jeździdełko pasowało, ale ja poważny człowiek jestem i nie lubię z siebie pajaca robić! Tym też szpanować nie muszę – wskazał na kombinezon, najnowsze dzieło policyjnej myśli krawieckiej pokryte ze wszystkich stron dziesiątkami kieszonek, łańcuszków i sprzączek.

- Tyle tego nawymyślali a „loli” nie ma do czego przypiąć!

- Fakt, panie posterunkowy, czegoś mi tu brakowało - zgodził się Franek - glina bez gumowego przedłużenia konstytucji…

- Nie jest tak źle – Kuciak rozpiął jeden z błyskawicznych zamków i z nogawki wyciągnął czarną gumową pałkę. - Jakoś się dała upchnąć – czule pogłaskał wyświeconą od częstego używania rękojeść.

- Panie Franku – zwrócił się do Baczki – przez tę cholerną technikę to ja swojego własnego rewiru nie poznaję! Jak człowiek szedł jak człowiek to w każdy kąt spokojnie zajrzał, pogadał z kim trzeba. A teraz? Tylko uważać musi, żeby na jakąś ławeczkę czy inny śmietnik nie wjechać! Ze ścieżki, cholera, brukowanej na miękkie nie wylecieć! Tor wyścigowy z przeszkodami a nie moje stare ulice!

- Tutaj to ma pan absolutną rację, panie posterunkowy – zgodził się Rudy. – Miał człowiek swoje stałe miejsca, gdzie pod drzewkiem można usiąść, z gwinta pociągnąć, żeby nielatom i panu posterunkowemu na oczy nie wchodzić! A teraz…! Wszystko na widoku, idę i na wszelki wypadek sprawdzam nawet czy mi się przypadkiem rozporek nie rozpiął.

- Rudy – obciął go wzrokiem Franek Baczko – ja pana Kuciaka rozumiem, człowiek w latach jest jak ja, nie przymierzając, i ma prawo się na te wszystkie nowoczesne projekty obrażać. Czas musi mieć, żeby się przyzwyczaić. Ale ty? Młodziak ledwie co po trzydziestce? Cieszyć się masz, że w takim pięknym miejscu mieszkasz a nie narzekać!

Rudy skrzywił się jakby mu do piwa ktoś cytrynę wcisnął.

- A na cholerę mi te tam ławki, czy wodotryski? Ja mam na swoje wychodzić, zarabiać. A ludzie Mieszczno zaczynają szerokim łukiem omijać! Nie ma komu bezcłowych lizaków opychać, bo zamiast przez Mieszczno to wolą przez Ostrołękę czy inne Rozogi nad jeziora jechać. Korki u nas takie jak w pieprzonym Wrocławiu czy innej Warszawie – uniósł się Rudy. – Obwodnicę dla tirów by lepiej wybudowali, bo nam miasto do końca rozjadą!

- No widzisz – uśmiechnął się w końcu Kuciak – jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził!

Marek Długosz