Szczycieński MKS prezentuje w tym sezonie fatalną formę. Klub o bogatych tradycjach, reprezentujący niemal 30-tysięczne miasto jest outsiderem IV ligi. Kibiców martwi nie tylko seria dziewięciu kolejnych porażek, ale przede wszystkim ich styl. „Kurek” postanowił sprawdzić, co kryje się za słabą postawą piłkarzy.

Klub na krawędzi

ZA ŁATWO SIĘ PODDAJEMY

Wyniki drużyny seniorów mówią same za siebie. Sobotni mecz z Zamkiem Kurzętnik był pierwszym zwycięskim pojedynkiem szczytnian od pół roku. Wcześniej w 21 kolejnych spotkaniach szczytnianie odnotowywali wyłącznie remisy bądź porażki. Zespół ze Szczytna zajmuje ostatnie miejsce w warmińsko-mazurskiej tabeli IV ligi. Jego dorobek w tym sezonie to trzy punkty, 36 straconych bramek, przy zaledwie czterech strzelonych rywalom.

- Trudno mi powiedzieć, dlaczego gramy aż tak słabo. Może zbyt łatwo się poddajemy. Kiedy stracimy pierwszego gola, to w ciągu kilku następnych minut potrafimy w łatwy sposób stracić jeszcze kilka - mówi kapitan MKS-u Paweł Pietrzak. Drużyna cierpi na braki kadrowe. Większość składu to gracze bardzo młodzi, którzy w normalnej sytuacji powinni grać jeszcze w zespole juniorskim. Kolejne, niejednokrotnie wysokie porażki sprawiają, że atmosfera wśród piłkarzy staje się coraz gorsza. Niektórzy nie podchodzą do gry z pełnym zaangażowaniem. Słaba frekwencja panuje na treningach. Trener Mirosław Kacak przyznaje, że z częścią zawodników widuje się przy okazji ligowych spotkań.

- W takich warunkach trudno przygotować zespół taktycznie, dlatego mamy poważne problemy z organizacją gry - nie kryje trener. ostatnio zarząd klubu próbuje ratować sytuację, namawiając do powrotu na czwartoligowe boiska piłkarzy, którzy o sile drużyny seniorów stanowili kilkanaście lat temu. Do MKS-u wrócili Roman Kaszubowski, Maciej Hausman i Paweł Cegielski.

- Fakt, że ci piłkarze wracają, bardzo źle świadczy o naszej młodzieży - przyznaje Paweł Pietrzak.

ROZKAPRYSZENI MŁODZIEŃCY

Wiadomo, że każdy kryzys sportowy ma głębsze przyczyny. Powodem słabej gry zespołu może być kiepska organizacja klubu albo brak pieniędzy. Najczęściej jednemu towarzyszy drugie. Nie jest tajemnicą, że pierwsze lata bieżącej dekady to w MKS-ie czas bałaganu, zmieniających się często zarządów i trudności finansowych, z którymi poprzednie władze z różnym skutkiem dawały sobie radę. Najbardziej brzemienną w skutki konsekwencją organizacyjnej zawieruchy oakzał się kryzys w szkoleniu młodych zawodników.

- W pewnym momencie doszło do takiego bałaganu, że poupadały grupy młodzieżowe. Chłopcy urodzeni w latach 1986-1988 powinni stanowić teraz o sile pierwszego zespołu, a my ich po prostu nie mamy - tłumaczy Sławomir Ignatowski, były wiceprezes MKS.

Obecnie grają więc młodsi. Szybki, wymuszony sytuacją awans do drużyny seniorskiej fatalnie wpłynął na morale młodych piłkarzy. Zdaniem obecnego prezesa MKS Zbigniewa Magnuszewskiego niektórzy za bardzo uwierzyli w swoje możliwości.

- Co gorsza kilku usłyszało po niezłych występach wiosną od trenerów innych klubów, że są naprawdę dobrzy i "odbiło im" - mówi prezes. Skutek? Nieobecność na treningach, brak zaangażowania, fanaberie.

ODEJŚCIE TRENERA

Prawdziwe kłopotu MKS-u zaczęły się jednak wraz z awansem do IV ligi. Na kilka tygodni przed inauguracją rozgrywek w sezonie 2006/2007 z pracy zrezygnował dotychczasowy trener Tadeusz Justka. Do dzisiaj część działaczy uważa jego zachowanie za rodzaj zdrady.

- W stosunku do nas brzydko się zachował, odszedł o niczym mnie nie informując. W dodatku agitował zawodników, żeby wraz z nim rpzeszli do drużyny Błękitnych Pasym - mówi prezes Magnuszewski. Dodaje, że klub nie mógł spełnić stawianych przez trenera przed sezonem wymagań. Dotyczyły one m.in. sprzętu i leków dla zawodników. zdaniem prezesa piłkarze korzystali z nich częściej niż tego wymagała sytuacja. jako bezpośrednią przyczynę rezygnacji trenera podaje fakt odejścia z klubu czołowych zaowdników.

- Trener Justka po prostu nie chciął pracować z tymi, którzy zostali. Zapomniał również, że czasy profesjonalnej Gwardii dawno minęły a MKS to klub amatorski - mówi Zbigniew Magnuszewki. Sławmoir Ignatowski dodaje, że poprzedni trener rozbudził w piłkarzach nadmierne ambicje.

- Naopowiadał im, że w IV lidzie będą grali tylko przez rok i awansują do trzeciej, a potem pójdą jeszcze wyżej. Uwierzyli, że są naprawdę tacy dobrzy - twierdzi Ignatowski.

Tadeusz Justka podtrzymuje opinię, że MKS z takimi zawodnikami jak Paweł Bartnikowski, Bartłomiej Mastyna, Kamil Dębek, Artur Magnuszewski i Michał Bondaruk, wzmocniony jeszcze trzema piłkarzami z zewnątrz mógłby obecnie walczyć o drugą ligę. Uważa, że władze MKS-u nie zrobiły nic, żeby ich zatrzymać. Zwraca również uwagę, że szczycieński klub powinien być prowadzony w sposób profesjonalny.

- Chodzi o proces treningowy, sprzęt i leki. Tych ostatnich mi odmówiono, a piłka nożna to sport wybitnie urazowy. Natomiast wydawanie sprzętu odbywało się na zasadzie 'łaski pana prezesa". Taka kultura panuje w klubie - tłumaczy trener. Justka opowiada również o nienormalnych warunkach treningów.

- W sierpniu, kiedy młodzież ma przecież dużo czasu, cztery albo nawet pięć grup szkoleniowych odbywa zajęcia na jednej płycie, mając do dyspozycji dwie szatnie. Młodzi chłopcy przebierają się na ławkach, a po treningu chodzą w przepoconych bluzach - mówi Tadeusz Justka. Dodaje, że takie traktowanie zawodników, bądź co bądź reprezentujących miasto, jest dla nich upokarzające i buduje w nich poczucie niższości.

- Prezes Magnuszewski pierwszy zespół traktował jak piąte koło u wozu. A przecież drużyna seniorów nie tylko tworzy wizerunek miasta. To przede wszystkim szansa dla młodych zawodników na sportowy i życiowy awans - tłumaczy trener. Nie chcąc dalej firmować swoim nazwiskiem zachowań prezesa, zrezygnował z pracy.

PRZEDSIĘBIORCY POWINNI SIĘ WSTYDZIĆ

- Kłopoty kadrowe, braki na treningach i słabe zaangażowanie piłkarzy w grę w znacznej mierze wynikają z braku pieniędzy - uważa prezes Magnuszewski. Według jego szacunków utrzymanie pierwszej drużyny to obecnie wydatek rzędu około 130 tys. złotych rocznie. Pieniądze, które klub dostaje z kasy miejskiej (90 tys. w roku 2007) przeznaczone są na szkolenie młodzieży. Niezbędne jest więc aktywne pozyskiwanie sponsorów. Sami członkowie zarządu nie kryją jednak, że idzie im to kiepsko.

- Chodzimy, skamlemy, zachowujemy się jak żebracy, a dostajemy grosze - przyznaje Krzysztof Pawłowicz. Inny członek zarządu Krzysztof Mańkowski tłumaczy, że niechętna MKS-owi postawa właścicieli szczycieńskich firm to konsekwencja policyjnego rodowodu klubu.

- Wszystkim zajmowała się szkoła oficerska. Lokalnego sponsoringu nie było i to pokutuje do tej pory - twierdzi Mańkowski. Tego samego zdania jest były już członek zarządu Sławomir Ignatowski, który mówi wprost, że przedsiębiorcy ze Szczytna powinni wstydzić się tego, że klub piłkarski z ich miasta ledwo wiąże koniec z końcem. Działacze proponują, żeby większy niż dotychczas wkład w klub miało miasto. Sugerują, że piłkarze za udział w meczach i treningach powinni otrzymywać stypendia. Podobnego zdania jest Tadeusz Justka, który uważa, że miasto powinno brać aktywniejszy udział w pozyskiwaniu sponsorów.

- Klub to wizytówka Szczytna. A dziś MKS współtworzy wizerunek miasta przegranego i bez szans - nie pozostawia złudzeń trener. Sami piłkarze nie kryją, że poziom ich motywacji w znacznej mierze zależy od choćby skromnego wynagrodzenia za grę i czas poświęcony treningom.

- Ja w tej chwili gram wyłącznie z miłości do futbolu i w każdym meczu zostawiam na boisku sporo zdrowia. Ale rozumiem tych, którzy za wysiłek chcą być wynagradzani w konkretny sposób - mówi Paweł Pietrzak.

Burmistrz Danuta Górska tłumaczy, że pieniądze, które miasto przekazuje klubowi to znaczna kwota, zważywszy, że przedstawiciele innych dyscyplin sportu osiągają o wiele większe sukcesy niż piłkarze IV-ligowego MKS-u.

- Jako burmistrz muszę patrzeć na sport miejski szeroko a nie tylko pod kątem jednego klubu - mówi Danuta Górska.

NAUCZYĆ SIĘ GRAĆ

Nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie piłkarze ze Szczytna zaczęli wygrywać mecz za meczem. Nie takie zresztą zadanie postawiły przed nimi władze klubu.

- W tym sezonie z IV ligi nie spada bezpośrednio żadna drużyna, dwie ostatnie rozegrają baraże z zespołami z klasy okręgowej. Chłopcy mają nauczyć się porządnie grać, żeby w przyszłym sezonie drużyna prezentowała wyższy poziom - mówi Krzysztof Mańkowski. Dodaje, że 'męska rozmowa" z zawodnikami rozwiązała problem braku zaangażowania i walki na boisku. Potwierdza to kapitan zespołu.

- Nie wiem, kiedy uda się nam wreszcie przełamać, ale wierzę, że jeszcze w tej rundzie uda nam się coś wygrać - powiedział "Kurkowi" w czwartek Paweł Pietrzak. Ostatni zwycięski mecz z Zamkiem Kurzętnik pozwala traktować deklaracje kapitana MKS-u serio.

Z listu Czytelnika do redakcji:

Chciałbym zwrócić uwagę Szanownej Redakcji „Kurka Mazurskiego” na sytuację panującą w naszym MKS-ie. Drużyna z taką historią w chwili obecnej się stacza. Wiem, dzięki lekturze „Kurka”, że MKS dostaje z miejskiej kasy sporo pieniędzy. Owszem, mógłby dostawać więcej (i tak jest dobrze), ale na Boga, dlaczego władze klubu (również z lektury „Kurka” wiem, że jest w zarządzie wielu polityków) nie starają się o pieniądze z zewnątrz? Chyba w żadnym innym klubie IV-ligowym kasa nie opiera się w takim stopniu o wpływy z miasta. Czy zarząd nie może załatwić sprawy wspierania klubu z dużymi, szczycieńskimi czy podszczycieńskimi firmami? Przecież mamy takowych sporo (Cetco, Safilin, Paech itp. - bardzo bogate firmy, dla których kilkadziesiąt tysięcy złotych na klub to niewielki wydatek). Jak to jest, że gracze MKS-u coraz chętniej przechodzą do innych drużyn naszego powiatu- Błękitnych Pasym i Omulwi Wielbark?