Farsa wyborcza we wsi Narty

Z obowiązku służbowego, jak i moralnego muszę odnieść się do listu skierowanego do Redakcji "Kurka Mazurskiego", który ukazał się w KM nr 11 z dnia 19.03.2003 r. i jest podpisany przez Pana Stanisława Rudzkiego - byłego sołtysa wsi Narty. List zatytułowany "Farsa wyborcza we wsi Narty" jest "tragifarsą" i odzwierciedla stan ducha, frustracje zawodowe, polityczne, a może i inne, jego właściwego autora, wszyscy wiedzą, nie tylko w Nartach, że sprawa ma drugie dno. Pan Rudzki jest wykorzystywany jako szyld, a drugie dno to pewien upadły rzecznik, który ma ochotę na karierę rzecznika byłego sołtysa.

Nikt, nawet aktualny rzecznik byłego sołtysa, nie ma prawa ubliżać lokalnej społeczności i przedstawiać na łamach prasy osoby uczestniczące w zebraniu jako, w najlepszym przypadku, grono pokrzykujących pijaków. Tworzenie przez rzecznika takiego obrazu miejscowego społeczeństwa jest nieuprawnione i źle świadczy o człowieku, którego ta właśnie społeczność tak niedawno życzliwie przyjęła i zaakceptowała.

Niech ten pan nabierze szacunku dla poszczególnych ludzi i całej społeczności, w której przyszło panu mieszkać i żyć. Może przy odrobinie dobrej woli i konstrukcyjnego myślenia uda się panu zaistnieć na poziomie sołectwa.

Wracając do zebrania sołeckiego, którego przebieg w sposób złośliwy został przedstawiony we wspomnianym liście, poczuwam się do obowiązku, aby wyjaśnić sprawy, które wynikają z niewiedzy autora oraz sprostować treści, które są zamieszczonymi kłamstwami wprowadzającymi opinię publiczną w błąd.

Zebranie odbyło się w lokalu "Norka" w Nartach. Lokal jak wiele innych, w których odbywają się różne zebrania, konferencje itp. Twierdzenie autora listu, że "wielu kupowało piwo czy inny raczej nie wyborczy trunek" jest bezpodstawnym oskarżeniem właścicieli lokalu i przedstawiciela policji obecnego na zebraniu.

Z pełną odpowiedzialnością oświadczam, że podczas wyborów sołtysa w lokalu nie sprzedawano napojów alkoholowych.

Autor listu twierdzi, że zebranie było prowadzone w "atmosferze ogólnej wesołości i pijackich okrzyków". Osobiście uważam, że zebranie było autentyczną obywatelską dyskusją na różne wiejskie tematy, w trakcie którego zostało wyjaśnionych wiele spraw społecznych i indywidualnych problemów poszczególnych mieszkańców. Mimo kilku momentów dość ostrej dyskusji, wynikających z różnicy zdań, to atmosfera zebrania była pełna troski o prawidłowe załatwienie problemów mających wpływ na jakość życia mieszkańców i poprawę atrakcyjności turystycznej wsi letniskowych, jakimi niewątpliwie są Narty i Warchały. Z całą pewnością można powiedzieć, że atmosfera była twórcza i ludzie generalnie byli dla siebie życzliwi, co nie ma nic wspólnego z pejoratywnym określeniem "wesołości" poruszanej przez pana rzecznika. Ludzie w sołectwie Narty, choć może tworzą specyficzne środowisko, są tacy sami jak w wielu innych miejscach na ziemi, ale nie są podłymi, ponurymi "smutasami" i potrafią w gorącej i zdrowej atmosferze uśmiechać się i rozmawiać o trudnych problemach. Prawdą jest, że zebranie zakłócił jeden z mieszkańców lekko podchmielony i tego nie pochwalam, ale uważam, że nie był to powód do zdecydowanej interwencji policyjnej. Na podstawie tego incydentu nikomu nie wolno wypowiadać wniosku, że wszyscy bądź większość uczestników zebrania to grono pijaków. Takie stwierdzenia są obraźliwe i świadczą o arogancji ich autora.

Wybory sołtysów i rad sołeckich, to "przedszkole wyborcze" i kieruje się bardzo prostymi i logicznymi zasadami. Szkoda, że pan rzecznik osiągnąwszy wiek około emerytalny nie opanował demokracji na poziomie przedszkola, przedstawiając w liście pięć zarzutów natury formalnej. Mam obowiązek do nich się odnieść.

Zarzut pierwszy dotyczy uczestnictwa córki kandydata na sołtysa w Komisji Skrutacyjnej.

Kandydatów do Komisji Skrutacyjnej zgłaszali uczestnicy zebrani i mieli tę świadomość, że żadne prawo nie zabrania członkom rodziny kandydata uczestniczyć w tej komisji.

Zarzut drugi dotyczył braku zaklejonej urny na głosy wyborców i tego, że za urnę służyło otwarte drewniane pudełko. Leksykon PWN podaje następującą definicję urny - jest to skrzynka z otworem, do której przy tajnym głosowaniu wrzuca się kartki wyborcze. Myślę, że to "drewniane pudełko" odpowiadało tej definicji w każdym calu. Natomiast nie wyobrażam sobie jak można było przeprowadzić głosowanie przy pomocy wcześniej zaplombowanej ("zaklejonej") urny.

Urna musiała być otwierana, ponieważ przed każdą turą głosowania Komisja Skrutacyjna miała obowiązek pokazać wyborcom, że jej wnętrze jest bez żadnej zawartości. Tak to się odbywało na zebraniu w Nartach.

Zarzut trzeci dotyczy oddawania głosów bez wyczytywania nazwisk i tego, że kartki nie przez wszystkich zostały osobiście wrzucone do urny. Technicznie głosowanie było przeprowadzone w ten sposób, że urna była ustawiona w miejscu widocznym. Na życzenie osób, które nie chciały, bądź którym podejście do urny sprawiało trudność, urna była przez członków komisji podana, zdarzało się i tak, że niektóre osoby przekazywały swoje kartki wyborcze przez inne osoby, do których miały zaufanie. Takie jest prawo wyborcy. Z otrzymaną kartką można zrobić, co się chce, może ją schować do kieszeni i zanieść do domu.

Obowiązkiem komisji czuwającej nad przebiegiem głosowania jest przygotowanie i właściwe oznakowanie kart do głosowania oraz dostarczenie tych kart wszystkim osobom uczestniczącym w zebraniu i uprawnionym do głosowania. Wyczytywanie nazwisk, a tym samym wzywanie wyborcy do stawienia się przed urną wyborczą, może w niektórych środowiskach jest akceptowane, ale nie należy do dobrze pojętych zasad demokracji.

Zarzut czwarty dotyczy braku możliwości głosowania tajnego. Każdy, kto chciał mógł zagłosować w sposób całkowicie tajny, jednak wyborcy tak naprawdę nie kryli swoich sympatii.

Zarzut piąty dotyczy sytuacji, że "przed oficjalnym ogłoszeniem wyników członek komisji na cały głos powiedział: Tato, dziś stawiasz". Nie potrafię na ten temat zająć stanowiska, ponieważ nie słyszałem nic takiego. Natomiast drugi człon zarzutu "na to Pan Wójt zareagował słowami: Cicho, bo wybory mogą być nieważne" - jest to wyssane z palca kłamstwo bądź wytwór chorej wyobraźni. Niewiedzę można uzupełnić, błędne informacje można sprostować, natomiast z kłamstwem się nie dyskutuje.

Pan rzecznik w liście twierdzi, że jego mocodawca, były sołtys, już przed zebraniem wiedział, że utraci pozycję sołtysa. Skoro tak, to na co liczy po przegranych wyborach?

Żal mi Pana Rudzkiego jako człowieka, ponieważ staje się żałosną marionetką w rękach graczy, ale jest to jego (świadomy bądź nie) wybór.

Natomiast z całą powagą mogę powiedzieć, że jego odejście przyjąłem z ulgą, ponieważ jako sołtys nie był wzorem cnót i przykładem dla wsi, z czego pewnie nie zdaje sobie sprawy.

Myślę, że za jakiś czas (mam nadzieję, że niedługo) życie w sołectwie Narty osiągnie pewien spokój i zapanuje atmosfera pracy i życzliwości. Tego nowowybranemu Panu Sołtysowi Henrykowi Dunajskiemu, Radzie Sołeckiej i wszystkim mieszkańcom serdecznie życzę.

Wójt Gminy Jedwabno

Włodzimierz Budny

Ja tam byłam

Z wielkim niesmakiem przeczytałam list p. Rudzkiego ("KM" 11/03). Mieszkam we wsi Narty od 4 lat to jest dużo mniej niż były sołtys. Nigdy bym nie śmiała tak oczerniać swoich sąsiadów. W liście swoim podważa sposób przeprowadzenia wyborów nowego sołtysa. Pisze, że podczas głosowania podawany był alkohol - nieprawda, że nie było możliwości skreślenia kandydatów tak, by nie widział sąsiad - nieprawda. Siedziałam przy stoliku z kilkoma osobami, nikt nie wie kogo skreśliłam poza moim mężem.

(...) Jest to jego wymysł, że wójt coś mówił. Na wybory przyszło wyjątkowo dużo osób, byłam oddalona od komisji dwoma rzędami ławek. Tak - podałam kartkę swoją i męża młodej dziewczynie, która na oczach wszystkich wrzuciła do zamkniętej urny (wcześniej pokazanej uczestnikom, że jest pusta). Cztery lata wstecz zbierano kartki do czapki i to p. Rudzkiemu nie przeszkadzało - bo wygrał.

Po otworzeniu urny liczono kartki z głosami. Kartki były ostemplowane. Ilość głosów zgadzała się z ilością podpisów na liście obecności.

W czasie gdy liczono głosy wykorzystaliśmy moment na rozmowę z wójtem. Dotyczyła ona palących tematów. Poruszana była sprawa kanalizacji, chodników, czystości na posesjach (...)

Ponieważ przez 4 lata jakie mieszkam w tej wsi p. Rudzki ani razu nie zrobił zebrania, nie przekazał mieszkańcom wiadomości z sesji nadarzyła się okazja porozmawiania. Przy dużej ilości uczestników było dość głośno. Każdy chciał mówić o swoich bolączkach. Dziwię się p. Rudzkiemu, że nie potrafi pogodzić się ze swoją porażką. Cztery lata wstecz zwracano mu uwagę na to, że jako sołtys winien dbać o interesy wsi, przekazywać co dzieje się w gminie. Być dobrym, wzorowym gospodarzem w naszej pięknej wsi...

Elżbieta Adamkiewicz

(przez 52 lata warszawianka, od 4 mieszkanka wsi Narty)

* * *

Jako mieszkaniec wsi Narty, gm. Jedwabno czuję się w obowiązku ustosunkować do artykułu pt. "Farsa wyborcza we wsi Narty" ("Kurek Mazurski" z dn. 19 marca 2003 r.) podpisanego przez byłego sołtysa Pana Stanisława Rudzkiego.

To właśnie sprawozdanie pana sołtysa z ostatniej kadencji wzbudziło ogólną wesołość i zaprzeczało wszelkiej przyzwoitości. W odczuciu moim i nie tylko farsą było to sprawozdanie. Poniżył pan sołtys siebie i zlekceważył swoich wyborców. Nic więc dziwnego, że poniósł porażkę w tajnym głosowaniu. Z artykułu wynika, iż nie wyciągnął z tego żadnego konstruktywnego wniosku. Odrobina samokrytycyzmu byłaby tu na miejscu. Zamiast sprawozdania opowiadał pan sołtys banialuki o Napoleonie do czasu aż przewodniczący zebrania wójt Gminy Jedwabno przerwał mu to "sprawozdanie".

Mówienie nie na temat przez pana sołtysa jest powszechnie znane i różnie przez miejscową ludność komentowane (...)

Moim skromnym zdaniem sołtys powinien godnie reprezentować swoich wyborców i siebie wszędzie i w każdym miejscu. Z pełnym szacunkiem do osoby z przykrością stwierdzam, że o byłym panu sołtysie tego oświadczyć nie mogę.

W zebraniu uczestniczyłem od początku do końca. Pilnie obserwowałem przebieg zebrania i zachowanie jego uczestników. Dyskusja w pewnych momentach była burzliwa i hałaśliwa, gdyż kilka osób wyrażało swoje poglądy jednocześnie i trudno było zrozumieć sens wypowiedzi. Ale przecież takie zachowania nie są odosobnione. Jako przykład można podać obrady naszego parlamentu lub "Tygodnik Polityczny Jedynki".

Nie zaobserwowałem, by wielu mieszkańców w czasie zabrania spożywało piwo lub "inny, raczej nie wyborczy trunek". Jest prawdą, że jeden z mieszkańców zachowywał się dość głośno. Jego zachowanie wykazywało, że jest po spożyciu alkoholu. Był to odosobniony przypadek. W czasie wyborów nie wznoszono pijackich okrzyków. Jest to zwyczajne kłamstwo i jest to obraźliwe dla uczestników zebrania. Znając od lat byłego sołtysa jestem bardzo zdziwiony, że tej treści tekst zaakceptował i podpisał go swoim imieniem i nazwiskiem. Myślę, iż jest to gorycz z poniesionej wyborczej klęski. Ale to byłego sołtysa w niczym nie usprawiedliwia.

I jeszcze jedna uwaga. W artykule napisano, że członek komisji powiedziała: "Tato dzisiaj stawiasz", na co pan Wójt: "Cicho, bo wybory mogą być nieważne".

Pytałem kilka osób, ale nikt nie potwierdził, iż takie wypowiedzi słyszał. Może znalazło tu zastosowanie stare powiedzenie: "Kto nie dosłyszy, ten zmyśli".

Jan Laskowski

Narty


Jestem bardzo wdzięczny Waszemu Pismu za to, że prowadzicie na Waszych stronach www kronikę, tzn. macie archiwalne numery "Kurka".

Podziękowania te kieruję dlatego, gdyż tylko na Waszych stronach znalazłem artykuł o moim Wujku, dla Was bardziej znanym jako Ks. Robert Dziewiatowski. Jestem wdzięczny za to, że mogłem ściągnąć z Waszej strony artykuły z pogrzebu mojego Wujka.

Z poważaniem

Przemysław Szymko


Dotyczy artykułu:

"PRZEGRANY FINAŁ"

Zastanawiam się, czy zamieszczone sprawozdanie z wojewódzkiego finału szkół ponadpodstawowych w piłce siatkowej dziewcząt zatytułowane "Przegrany finał" (KM 10/03) jest autorstwa przypadkowego obserwatora, czy kogoś, kto śledzi wydarzenia w lokalnym sporcie szkolnym.

Nie sztuką jest zbesztać dziewczęta z LO za zajęcie tylko czwartego miejsca. Nie wydaje mi się to ani obiektywne, ani motywujące do dalszej pracy. Autor nie zauważył, że po raz pierwszy w historii dziewczęcej siatkówki, drużyna ze Szczytna znalazła się w czwórce najlepszych (szkolnych!) zespołów w województwie. W drodze do finału dziewczyny pokonały znacznie od siebie lepsze zespoły w latach poprzednich.

Wydaje mi się, że należy zwrócić uwagę na to, iż nie jest to zespół klubowy, sponsorowany, od którego wymaga się spektakularnych sukcesów. To tylko drużyna z liceum, która zmienia swój skład z roku na rok, bo niektóre zawodniczki kończą szkołę, a inne zaczynają.

Dziwi mnie, że autor notatki nie doszedł do wniosku, że znaleźć się na czwartym miejscu to nie hańba, a przegrać z najlepszymi i nie pokonanymi od lat zespołami w województwie, to nie dyshonor.

Iława siatkówką stoi, o czym świadczy choćby fakt, że mecz o pierwsze miejsce rozegrały dwa zespoły z tego miasta. Trzeci zespół z Iławy w ogóle nie wystartował w rozgrywkach tylko dlatego, żeby dać szansę zaprezentowania się dwóm pozostałym drużynom. Dziewczyny z Olsztyna co roku walczą o tytuł mistrza. Nasze dziewczyny znalazły się w gronie najlepszych i to nas powinno cieszyć. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć jak wygląda szkolna siatkówka w innych miastach naszego regionu.

Dobry obserwator turnieju z pewnością podjąłby próbę analizy, dlaczego istnieje taka różnica poziomu pomiędzy trzema pierwszymi drużynami, a czwartą ze Szczytna. Nie sztuka jest podsumować: "słabiutko spisały się zawodniczki szczycieńskiego ogólniaka zajmując ostatnie miejsce". Chciałabym zwrócić autorowi uwagę, że nie "ostatnie miejsce", ale "czwarte". To dzięki ciężkiej pracy dziewczyn i trenera, pracy na zajęciach pozalekcyjnych, dziewczyny wywalczyły dla Szczytna właśnie aż! czwarte miejsce.

Uważam, że w tak trudnych czasach dla sportu amatorskiego, każda sytuacja, w której lokalna drużyna, czy choćby pojedynczy zawodnik zaistnieje wyżej niż areny miasta, jest sukcesem. Cieszmy się, że młodzież chce uprawiać sport, że w Szczytnie istnieją drużyny siatkówki, koszykówki czy piłki nożnej. Cieszmy się, że nauczyciele chcą pracować z młodzieżą.

Nie krytykujmy młodych ludzi za to, że nie zajęli miejsca "na pudle".

Jest mi przykro, że komentarz z wojewódzkiego finału szkół ponadpodstawowych był taki surowy, nieobiektywny i krzywdzący.

Iwona Szymczak


Od redakcji

Ho, ho, ho, ale się zagalopowała nasza Czytelniczka.

W krótkiej notce, która dotyczyła finałowego turnieju, a nie wcześniejszych eliminacji, napisaliśmy jedynie, że siatkarki ZS nr 3 spisały się słabiutko, bo tylko w jednym secie zdobyły więcej niż 10 pkt. Gdzie tu więc mowa o "besztaniu", "hańbie" czy "dyshonorze"?

Oczywiście, można szukać pocieszenia - bardziej sensownego (typu: "w innych miastach do sportu przywiązuje się większą wagę") lub mniej ("cieszmy się, że młodzież chce uprawiać sport, a nauczyciele pracować z młodzieżą"). Tyle tylko, że to raczej nie wróży sukcesów na przyszłość.

Bardziej przydatna byłaby np. sportowa złość, a tę zupełnie nieoczekiwanie, dzięki krótkiej notce udało nam się, jak widać, wyzwolić. To z kolei na przyszłość rokuje dobrze.

Ze sportowym pozdrowieniem

Andrzej Olszewski

były reprezentant LO w koszykówce

Szanowna Redakcjo,

We wtorek 11 marca o godz. 10.40 na ul. Pasymskiej zostałam od stóp do głowy ochlapana przez kierowcę, jadącego z bardzo dużą prędkością, białego poloneza nr rej. NSZ l884.

Za pośrednictwem "Kurka Mazurskiego" zwracam się z prośbą, aby policja zainteresowała się prędkością jadących na tym odcinku samochodów.

Izabela Sadowska

Szczytno

2003.03.26