Piękniejące miasto

Z nastaniem wiosny miasto nasze systematycznie pięknieje. Oto na ul. Polskiej odnawiane są elewacje bloków mieszkalnych, zapewne wreszcie ulica ta będzie wyglądać jako tako. Z kolei wzdłuż ul. Odrodzenia i Kościuszki malowane są uliczne i chodnikowe barierki.

W związku z odnawianymi elewacjami, to prace z nimi związane przysporzyły sporo dodatkowej roboty mieszkańcom bloków. Wylegli oni masowo na balkony, aby oczyścić je i doprowadzić do porządku, usuwając resztki tynków i farby, które poszły na upiększanie ścian. Teraz lśnią one czystością i nowością, tak jak świeżo pomalowane barierki uliczne i chodnikowe na ul. Odrodzenia czy Kościuszki.

Ho, ho! z kolei na placu Juranda i okolicach pojawiły się gustowne ławeczki oraz towarzyszące im, a wykonane w tym samym stylu kosze na śmieci. Po cztery takie elementy okalają kamienne okrągłe podwyższenie obok kiosku ruchu.

Ogólnie jest zatem fajnie, ale, niestety, jakiekolwiek prace renowacyjne omijają szerokim łukiem dom przy ul. Odrodzenia 35, w którym mieszka pan Michał. Obiekt ma już 102 lata, zatem nie wygląda najlepiej. Ba, od 20 lat nie był remontowany od strony jeziora, od której prezentuje się jak ruina. A klatki schodowe, to szkoda mówić. Pan Michał pokazuje nam obdrapane ściany i mocno nadgryzione zębem czasu drewniane schody.

- W dodatku - żartuje - sprzątaczki mają jakiś felerny sprzęt, chyba zbyt krótkie miotły, bo powyżej 2 metrów już nie sięgają, wskutek czego wszędzie ponad tę wysokość wiszą pajęczyny i wieloletni kurz. Słowem dziadostwo okropne, ale jakoś do niedawna rodzina nie zgłaszała większych pretensji do administratora, czyli ZGK w Szczytnie. Kiedy przeciekał dach sami naprawili nieszczelności i wykonywali inne drobne remonty. Cóż, stało się to wielkie szczęście, że pan Michał w połowie czerwca się żeni. Wkrótce przyjadą goście, no i jak to tak - podejmować ich w takiej ruinie? Udał się zatem nasz przyszły mąż i głowa rodziny do administratora, upraszając go o wykonanie remontu, choćby tylko na klatce schodowej. Niestety, odprawiono go z kwitkiem. Ale jak to tak, dziwił się nasz Czytelnik, przecież od lat mieszkańcy uiszczają wszelkie opłaty, zatem środki na remont i to tak niewielki powinny być. Niby tak, tyle że jak powiedziano mu w ZGK, pieniądze te idą na renowacje obiektów będących w jeszcze gorszym stanie! No i goście weselni, jak i para młoda gościć się będą w ruinie.

WESELNE KOROWODY

Niedawno naszą redakcję odwiedziła pani Jadwiga, opowiadając o nowym obyczaju, jaki rozpanoszył się wśród nieletnich. Oto mali i więksi chłopcy, w soboty lub święta sadowią się na przyzamkowym murku i bacznie się rozglądając, czatują na weselne orszaki samochodowe. Nasza Czytelniczka mieszka przy ul. Sienkiewicza pod nr 4, więc widzi wszystko dokładnie ze swojego okna. Ostatnio zaobserwowała jak całkiem mali chłopcy podbiegli do samochodu pary młodej, który n-ty raz krążył po rondzie. Wtargnąwszy na jezdnię, wymusili jego zatrzymanie się i wówczas łapczywie wyciągali dłonie. Opłaciło się - dostali po garści cukierków.

- Gdyby tylko do tego ów proceder się ograniczał, wszystko byłoby w porządku - powiedziała nam pani Jadwiga. Ale, niestety, jakiś czas później, rondo pokonywał następny zmotoryzowany korowód. Wówczas niewiele starsza grupka młodzieńców (tak na oko w wieku 12 - 13 lat) zerwała się z murka i biegnąc czym prędzej ku samochodom zatrzymała udekorowane auto młodożeńców. Włos na głowie zjeżył się naszej rozmówczyni, kiedy zobaczyła, w jaki sposób pan młody „wykupuje się”. Po prostu wcisnął on w dłonie wyrostków... półlitrową butelkę wódki!

- Toż to zgroza! - nie mogła pohamować oburzenia pani Jadwiga. Trudno nie podzielać gniewu, dlatego apelujemy do młodożeńców krążących po rondzie, bądź zatrzymywanych w innych miejscach, aby pomiarkowali się w kwestii „wykupu” i nie obdarowywali nieletnich napojami wyskokowymi.

A tak ogóle, to co to jest za durny obyczaj wykręcania iluś tam okrążeń po rondzie. Nie dość, że taki wielosamochodowy orszak weselny tamuje ruch innym, to jeszcze wprawia w popłoch pieszych, nadużywając sygnałów dźwiękowych. Cóż, miejscowa policja patrzy przez palce na takie samochodowe brewerie, bo to już weszło w stały obyczaj nowożeńców ze Szczytna i okolic. Czym innym zaś jest obdarowywanie małoletnich wódką.

- Jest to przestępstwo - mówi „Kurkowi” policjant Robert Siudak - zagrożone wysokimi karami z utratą wolności łącznie i gdybyśmy otrzymali sygnał w tej sprawie, interwencja policji byłaby natychmiastowa.

Zatem dorośli - widząc tego typu proceder - natychmiast reagujcie, wkraczając osobiście lub powiadamiając odpowiednie służby.

NĘDZNE SZCZĄTKI

Mieszkańcy wsi Lemany zwrócili „Kurkowi” uwagę na mocno zdemolowany znak drogowy, który stoi, a właściwie prawie leży tuż pod Szczytnem. Chodziło o tablicę z nazwami miejscowości i odległościami do nich. Cała pogięta i wyrwana z posad przedstawia teraz iście żałosny widok.

Wydaje się, że tego typu znaki ustawiane są zbyt blisko pasa jezdni. Tak dzieje się nie tylko na szosie lemańskiej. Szczególnie wyraźnie możemy to dostrzec na ul. Poznańskiej, po której odbywa się przecież tranzytowy ruch tirów. Tam na oczach „Kurka” wielka ciężarówka minęła tablicę kierunkową o przysłowiowy włos. Po licznych śladach i otarciach widać, że nie każdemu pojazdowi udało się przejechać obok, a przy tym nie zawadzić o tablicę.

MARNA ROBOTA

Na ulicy 1 Maja, a dokładnie na jej odnodze wpadającej w ul. Leyka, stoją dwie posesje, przed którymi właściciele na swój koszt wybudowali elegancki chodnik z polbruku. Chodzi o trotuar pod sklepem państwa Malinowskich i domkiem państwa Łopatków. Poza nim ciągnie się stary i nierówny chodnik miejski. Kilka dni temu znana firma Telekomunikacja Polska S.A. wykonała tu telefoniczne przyłącze. Wygląda to jak mały pachołek przydrożny, tyle że białego koloru, bez czerwonego kapelusika. Prace wykonano niedbale, co denerwuje budowniczych trotuaru. Wyjęte i na powrót zamontowane płytki są źle osadzone, wystają na dobre pół centymetra od pozostałych, a wokół przyłącza i dalej wzdłuż ceglanego murku walają się resztki niedbale usuniętego cementu.

- Gdybym ja zrobił taką robotę na rzecz TP S.A., firma na pewno nie dokonałaby odbioru i nakazała zrobić poprawki - skarży się „Kurkowi” Ryszard Łopatka. No i jest bezsilny, bo nie wie, gdzie udać się ze swoimi reklamacjami. Był na ul. Drzymały w dawnej siedzibie TP S.A., ale jak nam powiedział, dzisiaj nikt tam z tej firmy nie urzęduje.