W niedzielę 7 września rozstrzygną się dalsze losy wójta Jedwabna Włodzimierza Budnego. W trakcie referendum rozpisanego na wniosek miejscowych radnych mieszkańcy zdecydują, czy pozostanie on na swoim stanowisku. Oponenci wójta są zdania, że dalsze jego rządy oznaczają stagnację i marazm, z kolei Budny zarzuca swoim przeciwnikom prywatę i chęć załatwienia osobistych porachunków.

Referendum za pięć dwunasta

RADA KONTRA WÓJT

Patrząc na ulice Jedwabna trudno zauważyć, że za kilka dni odbędzie się tu referendum, w którym mieszkańcy opowiedzą się za bądź przeciw urzędującemu wójtowi. Na sklepach, instytucjach użytku publicznego czy słupach ogłoszeniowych trudno znaleźć jakiekolwiek informacje na temat zbliżającego się głosowania. Mimo to atmosfera w całej gminie jest gorąca, bo mieszkańcy są mocno podzieleni w swoich opiniach na temat tego, która ze stron sporu ma rację. Przypomnijmy, że referendum to efekt ciągnącego się niemal od początku kadencji konfliktu pomiędzy jedwabieńską radą gminy a wójtem Włodzimierzem Budnym. W kwietniu radni nie udzielili mu absolutorium, a uchwałę w tej sprawie pozytywnie zaopiniowała Regionalna Izba Obrachunkowa. Chodziło o nieprawidłowości w działaniu oczyszczalni ścieków, co skutkowało nałożeniem na gminę kar przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Innym powodem nieudzielenia absolutorium, mającym świadczyć o marnotrawieniu gminnych środków, stało się funkcjonowanie podległego wójtowi gospodarstwa pomocniczego. Nieuregulowanie w terminie zapłaty za opał skutkowało tym, że z samorządowej kasy oprócz samej należności w kwocie 164 tys. złotych, trzeba było zapłacić jeszcze 10 tys. zł karnych odsetek oraz pokryć koszty postępowania sądowego (27 tys. zł). Dodatkowo radni zarzucają Budnemu zbyt małą aktywność w pozyskiwaniu środków unijnych oraz niewłaściwe zarządzanie samorządem. Miesiąc po nieudzieleniu wójtowi absolutorium, podjęli uchwałę o rozpisaniu referendum w sprawie jego odwołania. Odbędzie się ono już w najbliższą niedzielę 7 września. Aby było ono ważne, musi wziąć w nim udział 3/5 uczestników ostatnich wyborów samorządowych, czyli ok. 1030 osób.

DLACZEGO IŚĆ

O pójście do urn apeluje do mieszkańców przewodnicząca rady Maria Pyrzanowska.

- Trzeba wziąć udział w referendum po to, by zweryfikować wybór dokonany przez mieszkańców dwa lata temu. Samorządność nie powinna wyglądać tak, jak u nas. Nasza gmina zasługuje na lepszego gospodarza - argumentuje przewodnicząca. Dodaje, że samorząd pod przywództwem Włodzimierza Budnego nie ma przed sobą żadnych perspektyw rozwoju, brakuje planów inwestycyjnych umożliwiających staranie się o środki unijne, a wszystkie poważniejsze zadania są odkładane na później.

- Staliśmy się zaściankiem powiatu - uważa Maria Pyrzanowska. Podkreśla jednocześnie, że referendum to skutek nieudzielenia absolutorium.

- Musimy sobie odpowiedzieć na pytania, czy można było uniknąć płacenia kar nałożonych na oczyszczalnię, czy trzeba było doprowadzać do tego, że przez 10 lat nie było żadnych kontroli zewnętrznych w gospodarstwie pomocniczym, a gdy w końcu, na wniosek radnych, się odbyła, skutkowało to jego rozwiązaniem - wylicza przewodnicząca.

Większość radnych, którzy dziś stanowią trzon opozycji, weszło do rady z komitetu popierającego wójta. Do tego grona należała też Pyrzanowska. Czym tłumaczyć tę zmianę frontu?

- Inaczej wyobrażaliśmy sobie pracę w radzie. Nikt nie pomyślał, że przewodniczący będzie tylko od zwoływania sesji raz na trzy miesiące, bo tak to się wcześniej odbywało. W poprzednich kadencjach radni niczym się nie interesowali. Podejmowali uchwałę i do widzenia - tłumaczy Pyrzanowska. Dodaje, że dopiero współpraca z wójtem uświadomiła radnym, że w gminie dzieje się źle. Wraz z nastaniem tej kadencji wszystko się jednak zmieniło.

- Weszło nowe pokolenie radnych. Interesują się tym, co się dzieje w gminie, mają wiedzę i kontakty, chętnie się uczą. Bardzo krytycznie ocenia też to, że Włodzimierz Budny namawia mieszkańców do bojkotu referendum.

- To zwykłe tchórzostwo. Skoro uważa, że jest tak dobrze, to dlaczego odbiera mieszkańcom możliwość pozytywnej oceny swoich działań - zastanawia się przewodnicząca.

DLACZEGO NIE IŚĆ

Wójt gminy Jedwabno Włodzimierz Budny potwierdza, że zachęca mieszkańców do tego, by nie szli na głosowanie, zastrzega też, że na prowadzenie kampanii referendalnej nie ma czasu.

- Po pierwsze wybory są raz na cztery lata i wszyscy powinni to szanować. Po drugie nie można przy pomocy społeczeństwa rozgrywać swoich prywatnych interesów i interesików - twierdzi wójt.

Według niego zarzuty radnych pod jego adresem nie są zasadne. Odpiera również

podnoszony często argument, że ich racje podzieliła RIO.

- Izba napisała tylko, że ich wniosek o nieudzielenie absolutorium spełnia wymogi formalne. Koniec kropka - twierdzi Włodzimierz Budny.

Wójt przekonuje, że nałożenie wysokich kar za wadliwe funkcjonowanie oczyszczalni ścieków nie spowodowało poważnego uszczerbku w gminnym budżecie. Jak mówi, po wykonaniu zaleceń pokontrolnych i modernizacji obiektu, zgodnie z obowiazującą procedurą inspektorat ochrony środowiska umorzył nałożoną karę i samorząd zapłacił tylko ok. 10 tys. złotych. Przyznaje jednak, że nieprawidłowości w funkcjonowaniu oczyszczalni były.

- Pracownicy nie przestrzegali reżimu technologicznego, przyjmując zbyt duże ilości ścieków. Odpowiedzialne za to osoby zostały ukarane - mówi wójt.

Podobnie przedstawia sytuację w gospodarstwie pomocniczym. Tłumaczy, że panował tam bałagan, a winę za niezapłacenie rachunku za zakupiony opał ponosi była księgowa, która po ujawnieniu uchybień straciła posadę.

- Może trzeba było tego lepiej pilnować, ale nie przypuszczałem, że pracownica z 36-letnim stażem pozwoli sobie na taką nieodpowiedzialność. Nigdy jednak w gospodarstwie nie było spraw aferalnych, o których mówią radni - tłumaczy Budny.

Fakt, że dawni członkowie jego komitetu wyborczego dziś są przeciw niemu ocenia krótko:

- Mam nauczkę, że nie wolno brać do polityki ludzi z ulicy. Na początku cieszyłem się, że to młode, wydawałoby się wykształcone osoby, które sprawdzą się w samorządzie. Pomyliłem się - twierdzi wójt.

PRYWATA CZY NIE

Według niego cały konflikt zaczął się w momencie, gdy kazał przewodniczącej Pyrzanowskiej uregulować sprawy związane z prowadzeniem działalności gospodarczej na mieniu gminy. Radna jest agentem ubezpieczeniowym i zdaniem wójta przez kilkanaście lat przyjmowała swoich klientów w starej siedzibie Urzędu Gminy. Sprawę rozpatrywał komisarz wyborczy, ale nie dopatrzył się w postępowaniu przewodniczącej złamania prawa. Gmina wystawiła radnej fakturę opiewającą na 6,5 tys. zł za korzystanie z pomieszczenia urzędu. Należność dotąd nie została uregulowana i wójt zapowiada, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Maria Pyrzanowska tłumaczy, że nigdy nie prowadziła działalności na mieniu gminy.

- Jestem agentem terenowym i nie potrzebuję siedziby. Owszem, miałam w urzędzie koleżanki, które odwiedzałam, by wypić u nich kawę czy przeczytać gazetę - odpiera zarzuty wójta. Przy okazji zaprzecza sugestiom, że działania jej i pozostałych radnych miały podtekst osobisty.

- My nie mówimy, że wójt nam się nie podoba, tylko odnosimy się do konkretów, a takim jest fakt, że od dwóch lat zajmujemy ostatnie miejsce w całym województwie w rankingu pozyskiwania środków unijnych.

Włodzimierz Budny, odpierając ten zarzut wskazuje na niewielkie możliwości gminy.

- Wystarczy spojrzeć na nasz budżet i budżety innych samorządów- mówi wójt.

Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski